Nieokropny rok.

Witam serdecznie! Postanowiłam coś napisać od siebie, zanim oprószymy sobie twarze brokatem. Bardzo przypadły mi do gustu te moje sylwestrowe podsumowania i doszły mnie słuchy, że Wy też lubicie je czytać. Ostrzegam, że dziś będzie długo.

To dla nikogo nie był łatwy rok i jestem ogromnie wdzięczna za to, że nie zabrał mi tego, co najważniejsze. Wiem, że wielu z Was straciło bliskich, pracę, zdrowie, stabilność, bezpieczeństwo…

Rozmawiałam ze znajomymi i pytałam jaki był dla nich 2020 rok i ogólnie rzecz biorąc, wcale nie był najgorszym rokiem ich życia. Bo to nie pandemia sprawia, że określamy rok złym. To było długie 366 dni i nie wierzę, że ktoś może stwierdzić, że przez tyle dni nie wydarzyło się nic dobrego. Działy się cudowne rzeczy. Nawet jeśli było trudno (a było) to zawsze znajdzie się coś, co nas uszczęśliwiało. Rok trwa naprawdę długo. Stąd tytuł dzisiejszego wpisu. Bo patrząc na to, jak wymagający był 2020 chce się określić go mianem “okropnego”. Ale ilość lekcji, które dzięki niemu otrzymaliśmy powinna bezapelacyjnie dopisać to “nie”.

Jestem pod wrażeniem tego, czego nauczyłam się w 2020 roku. Nie wiem czy to moment życia, w którym jestem, czy zwyczajnie doświadczenia, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Ale poznałam siebie. Bez owijania w bawełnę, bez marzeń, bez wymyślonych kreacji, nareszcie zrozumiałam kim i jaka jestem. I to jest niesamowite. Nauczyłam się o sobie tylu rzeczy, że nie wiem czy jestem w stanie je wszystkie tutaj przytoczyć. I raczej nie będę próbowała, bo niektóre są zbyt intymne i lepiej żeby świat o nich (jeszcze?) nie wiedział.

Jeszcze bardziej siebie polubiłam i mam wrażenie, że bardzo przez ten rok dorosłam i dojrzałam. Mimo że, nadal jestem trochę dziecinna i naiwna, to widzę w sobie ogromne postępy. I nie boję się o tym mówić głośno. Jestem lepsza niż byłam do tej pory, jestem lepsza niż byłam kiedykolwiek. I jestem w szoku, że to jeszcze nie koniec! Dziękuję 2020 za to, że mogłam siebie znaleźć. Może dlatego, że w końcu przestałam na siłę szukać?

Zrozumiałam na czym i na kim najbardziej mi w życiu zależy. Przez to, że covid ograniczył nam kontakty, zaczęliśmy dbać o te relacje, bez których rzeczywiście nie potrafimy funkcjonować i żyć. Jestem zwolenniczką porzucania relacji, które w jakikolwiek sposób nas niszczą czy męczą i mam ogromne szczęście, że było takich w moim życiu tylko kilka. Ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie wszyscy będą nas lubić i nie wszyscy będą chcieli utrzymywać z nami kontakt. I to jest super. I każdy ma do tego prawo. Otaczajmy się ludźmi, którzy chcą dla nas dobrze, którzy nas lubią, szanują, znają. To jest baaaardzo wyzwalające. Kiedy nawet rzadko, ale spotykasz się z osobami, które naprawdę darzą cię sympatią i życzą ci wszystkiego co najlepsze. Dlatego dziękuję osobom, które są blisko mnie i codziennie moje życie ubogacają.

Choćby świat wariował, zawsze będę walczyć o człowieka. W tym roku zdałam sobie sprawę z tego, że najbardziej nam wszystkim brakuje zrozumienia i miłości. Wiele razy przekonaliśmy się o tym, że racje, wygoda, władza i egoizm są ważniejsze niż człowiek, jego życie, zdrowie, samopoczucie… Bardzo mnie to smuciło, ale jednocześnie poczułam, że jedyne z czego mogę siebie rozliczać to to, ile zrobiłam dla drugiej osoby. I chcę pamiętać, że każdy z nas ma jedno życie i lepiej komuś to życie upiększać niż zatruwać. Chcę zawsze człowieka stawiać wyżej niż jakieś moje poglądy czy wyobrażenia. By nie brakowało mi empatii, otwartych ramion i gotowości żeby komuś pomóc. I dziękuję za to, że mogłam to zrozumieć i trochę uczynić sensem swojego życia.

Z tą empatią jest u mnie różnie, ale na pewno nie można mi odmówić miliona wzruszeń nad czyimiś talentami, pięknem, niewinnością i po prostu nad emocjami, które rozumiem i szanuję. Dochodziło nawet do tego, że potrafiłam wzruszyć się i postawić na miejscu polityka, którego w pewnym momencie nienawidziła cała Polska i szukałam w nim dobra, usprawiedliwienia zachowań, może potrzeby pomocy… Wtedy pomyślałam sobie w głowie “wow, Ola, jesteś naprawdę dobrym człowiekiem”.

Inną falą wzruszeń powodują u mnie sentymenty. Opowiem Wam coś. Kto mnie odwiedził kiedykolwiek w moim domu rodzinnym to zna odgłosy burzy, które wydawał drewniany most znajdujący się niedaleko. Był stary, połatany, trochę niebezpieczny. Ale gdy wymienili go na betonowy, który (sic!) nie wydaje żadnych dźwięków, czułam jakby mi odebrano część dzieciństwa. Tak samo było z ogromnym klonem na podwórku mojego Dziadzia, który pewnego dnia po prostu został ścięty bez żadnych emocji, no jak tak można?! I dziękuję codziennie za to, że zachwycam się tak małymi rzeczami, zachwycam się wspomnieniami i ich tworzeniem.

Mam ogromne szczęście, że choć covid pojawił się u moich bliskich, to w miarę łagodnie i nikogo z nich nie zabrał. Ale to nie znaczy, że nie musiałam nikogo żegnać. Oprócz wujka i kilku osób z dalszej rodziny straciłam Babcię. Widziałam jak przez kilka lat się tliła i spalała a w połowie tego roku zgasła. I chyba pierwszy raz przyznam, że byłam na siebie zła i jest mi wstyd za emocje, których było w tym przypadku tak mało. To chyba jedna z trudniejszych lekcji 2020 roku. Ale dziękuję, że Bóg najlepiej wie kiedy dać i kiedy zabrać.

A’propos Boga. To jest super Gość i zawsze będę tak uważała. Ciągle na mnie czeka i w ogóle Go to nie nudzi. Pracuję nad relacją z Nim, nieustannie i jeszcze wiele przede mną. Przed naszą dwójką. I choć ten rok był trudny też dla Kościoła, ja chcę dbać o Kościół i nie chcę z niego rezygnować. Bo on jest dobry i miłosierny, jest pomocny i pełny miłości. Bo znowu- najważniejszy w nim jest człowiek. Przykro mi, że nie każdy miał możliwość taki prawdziwy, nieprzekłamany Kościół poznać. To dla nas, katolików jest zadaniem, aby nie walczyć a rozmawiać. Nie krzyczeć i szukać racji- kochać. Kochać człowieka. I za powołanie i możliwość do tego, dziękuję.

W lutym, a więc już prawie rok temu zaręczyłam się z miłością mojego życia. Więc to był naprawdę przełomowy rok, a 2021 będzie jeszcze większym przełomem. Przygotowujemy się do ślubu i oprócz tych wszystkich dekoracji i spraw do załatwienia przygotowujemy swoje serca. Żeby kochać pomimo wszystko i za wszystko. Dużo się o sobie uczymy, poznajemy się i upewniamy w podjętej decyzji. Wspieramy się i otaczamy dobrem. To jest najpiękniejsza podróż w jaką dostałam bilet, choć trzeba się nachodzić żeby do celu dojść. I za tę prostą, ale niesamowitą miłość, dziękuję.

W tym roku zakochałam się też w przyrodzie! Chyba wszyscy doceniliśmy zieleń i spokój jakim ona otula. Kiedy wszystko wokół pędzi, natura daje wytchnienie.

Dziękuję za to wszystko. Bo to naprawdę był niesamowity czas. Pełen miłości, dobrych ludzi i zaglądania wgłąb siebie.

I tego Wam życzę na ten nowy, 2021 rok. Kochajcie wszystkich wokół, bo ich obecność nie jest pewna. Bądźcie dla nich i dla siebie. Pozwólcie sobie na spędzanie czasu sami ze sobą. Życzę Wam pokoju, miłości i dużo siły oraz pielęgnowania w sobie wdzięczności.

Życie jest super, polecam!

Opublikowany w Blog

Dodaj komentarz